Podstrony
- Strona startowa
- Janusz.Wisniewski. .Samotnosc.W.Sieci(Osloskop.net)
- Zajdel Janusz A Lalande 21185 (SCAN dal 1054)
- Zajdel Janusz A. Lalande 21185
- Zajdel Janusz A Limes Inferior
- Zajdel A. Janusz Zabawa w berka
- Zajdel Janusz A Wyjscie z cienia
- Denning Troy Morze piaskow (SCAN dal 732)
- Weber Dav
- John Grisham Obronca ulicy
- Alfred Hitchcock Tajemnica czlowieka z blizna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kress-ka.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ocknął się i popatrzył półprzy-tomnie w głąb labiryntu paneli.Czerwone światło migało w obrębiezespołu sceptronów alternatywnych.A więc nie awaria, lecz brakdecyzji, brak odpowiedniej informacji, pozwalającej rozstrzygnąćzadany problem.Jaki problem? Albert odwrócił się i spojrzał naścianę kontroli.Przeraził się.Zobaczył obraz ze swojego snu: starganąpajęczynę, sieć bezładnych na pozór sprzężeń, sięgających długimiwąsami łączy międzysekcyjnych hen, poza ramy objęte blokiemmetanalizy.Jakiś potworny, monstrualny program, ogarniającywszystkie działy i poziomy Scientaxu, targał trzewiami machiny.Oszalałe światła przeciążenia wybieraków drgały w nieustannejczkawce wielokrotnych przełączeń, usiłując podzielić się pomiędzydziesiątki oczekujących na sprzężenie wejść z wyjść.- A to co znowu? Kto wymyślił coś takiego? - zdumiał się Al-bert.Z ciekawości włączył kontrolę wejść i.zamarł: wszystkiewejścia były wolne! Cały ten obłąkańczy taniec świateł zrodziłsię we wnętrzu machiny! Tu brał swój początek i zamykał się w ob-szarze elektromózgu!Chyba.któryś z techników bawi się z nudów pro-gramowaniem! - pomyślał Albert, chwytając się z nadzieją tejmyśli, by odsunąć od siebie absurdalne przypuszczenie, że stałosię to najgorsze.- Nie, już raczej jakiś inżynier.Co za potwornie wymyślnyproblem! Osiemdziesiąt pięć procent obwodów zaangażowało!Wiedział jednak, że to zupełnie nieprawdopodobne: takiezabawy były przecież najsurowiej zabronione regulaminem.Chyba żektoś z obsługi zwariował.Ktoś z obsługi albo.sam Scientax!W tej chwili wzrok jego padł na stojący na stole mikrofon.Zimny dreszcz przebiegł mu po karku.Chwycił mikrofon.Byłwłączony.- Profesorze Ambro!Nikt nie odpowiedział.Ambro musiał skończyć już przedtem, awszystkie wejścia były przeciek zablokowane.- Kontrola główna! - ryknął do mikrofonu.- Kto programowałostatnie zagadnienie?- Program z kolektora uniwersalnego na kanał trzeci specjal-ny, z absolutnym pierwszeństwem - odpowiedział automat.- Jaki problem? - Zdefiniować pojęcie "szczęścia" - odrzucił beznamiętnieautomat.Albert zerwał się z fotela i skoczył w kierunku awaryjnegowyłącznika.- Proces logiczny zahamowany.Czy podać osiągnięty stan pra-cy? - rozległo się z głośnika.- Cofam blokadę linii, cofam pierwszeństwo! Skaso.Albert zawahał się.- Nie kasować.Podać wyniki.- Zanalizowano problem w płaszczyznie ekonomiczno-społecznej, psychologicznej oraz z punktu widzenia literatury isztuki - recytował głośnik.- Obfitość materiału wewnętrzniesprzecznego.Na podstawie literatury pięknej sformułowano trzystasześćdziesiąt dwa tysiące pięćset dwie definicje, w tym ponad stopięćdziesiąt tysięcy par zdań wzajemnie sprzecznych.Wpłaszczyznie socjoekonomicznej odkryto osiemdziesiąt dwie klasyteorii dobrobytu, które to pojęcie można na podstawie pewnychzródeł uznać za dobry parametr mierzący szczęście.Matematycznymodel zagadnienia biorący za podstawę, iż szczęście jest pierwsząpochodną stanu posiadania, zdefiniowano jako sigma od zera donieskończoności z iloczynów potrzeb przez współczynniki ich za-spokojenia i przez współczynnik obiektywnej rzeczywistości tychpotrzeb.- Dość! - przerwał Albert.- Dość! I natychmiast skasować tebrednie!Maszyna zamilkła, Albert opadł na fotel i zamknął oczy.Idiota ze mnie.Oto skutki bezmyślnego gadania przy otwartymmikrofonie na linii absolutnego pierwszeństwa! Nie myśleć, byletylko nie myśleć.Jeśli ta maszyna dostaje obłędu od takichrozważań, to co dopiero człowiek.Przestać myśleć, niech myśliScientax.Wtopić się w niego, być jego częścią składową, ele-mentem mikrofauny jego bebechów.Jeden człowiek nic już dziśnie potrafi.Zgrzytnęła klamka.Albert nie odwrócił nawet głowy w stronędrzwi.Wiedział, że za chwilę odkryją, kto zajął na przeszłokwadrans cenną maszynę, nakarmiwszy ją niechcący takim idioty-cznym, absorbującym całą jej mądrość programem.Dziwne że nieprzyszli wcześniej, by go stąd wyrzucić! A może.nie dostrzegliniczego? Ci otępiali kontrolerzy, każdy przed swą tablicą kon-troli, nie ogarniający i nie rozumiejący tego, co odwzorowuje graświateł i linii, uczuleni, jak doświadczalne psy, tylko na czer-wony błysk awarii? Może nie zwrócili nawet uwagi, że zaszło cośniezwykłego?Teraz dopiero odwrócił głowę.W drzwiach stała uśmiechniętaErika.- Wciąż się gniewasz? - spytała słodko.Albert poczuł mdły smak w ustach.Miał wrażenie, że grzęzniena powrót w topieli bagna, z którego chwilą przedtem zdołał wydo-być głowę.Nim otworzył usta, wiedział już, co odpowie wbrewwłasnej woli.- Tylko trochę.- wykrztusił patrząc ponad jej głową wotwór drzwi.1965 r
[ Pobierz całość w formacie PDF ]