Podstrony
- Strona startowa
- Gloria Victis Orzeszkowa
- Jedza Orzeszkowa
- Nad Niemnem Orzeszkowa E
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III
- John Grisham Raport Pelikana
- Nurowska Maria Wiek samotnosci
- Eddings Dav
- Stanislaw Grzesiuk Piec lat Kacetu
- Jarosław Bzoma Krajobrazy Mojej Duszy cz.V KSIĘGA O PODRÓŻY NOCNEJ
- Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- boszanna.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bezwarunkowo byławinną.Rzecz dziwna jednak, dlaczego przewodniczący sądowi nie powstał zaraz dla udania się ztowarzyszami swymi do komnaty narad, lecz przez minut parę siedział nieruchomy z podniesionątrochę głową i jak w tęczę wpatrywał się w obwinioną - z jakim wyrazem oczu? - tego z powoduoddalenia nikt z tłumu dostrzec nie mógł.Patrzał! też na nią i towarzysze jego, z których jednemu brwizsunęły się mocno.Trwało to bardzo krótko, minutę najwyżej, dwie minuty, po czym wstali i odeszli.Nie wracali długo.Zród publiczności objawiano zdziwienie nad tym, że sędziowie nie wracają tak długo.Sprawa była prostą i jasną, prawo jest wyraznym, dowody złożone niezbite, podsądna sama wcale nieprzeczyła faktom.Dlaczegóż narada trwała tak długo?Tubalnym głosem swym wozny zawołał:- Sąd przychodzi!Ze szmerem szumiących drzew wszyscy powstali.Za stołem zasłanym purpurą przewodniczący stanąłwraz z towarzyszami swymi i czytać zaczął wyrok.Zauważono, że czytał nieco cichszym głosem niż ten,którym wprzódy przemawiał:- Dwieście rubli kary pieniężnej, w razie niewypłacalności trzy miesiące więzienia.Posiedzenie sądowe zamknięte; publiczność odpływa z sali.Tu i ówdzie prawnicy pomiędzy sobąszepczą, że w stosunku do brzmienia prawa wyrok jest łagodnym, bardzo łagodnym.Stosując prawo wcałej jego rozciągłości mogli byli karać ją ciężej, daleko ciężej.Jednak ciężkość i lekkość są pojęciami nadzwyczaj względnymi.Tak zapewne myślał Mieczysław Lipski,który po usłyszeniu wyroku najlżejszego poruszenia nie uczynił i stał przy ścianie jak wprzódy,skrzyżowane ramiona do piersi przyciskając.Urzędnik jakiś w kołnierzu z rzadka haftowanym złotemprzechodził tamtędy i spostrzegłszy go zatrzymał się przed nim.Znał go widać i z życzliwymuśmiechem zaczął:- No cóż, Mieczysławie Zygmuntowiczu? Lepiej skończyło się, niż można się było spodziewać.Sędziowiesą ludzmi.Ale cóż postanowicie? Sztraf czy areszt? Jutro rano sam przyjdę do was.Ale radzę warn,zapłaćcie lepiej.Dwieście rubli to nie Bóg wie co, a panienki szkoda.I pobiegł dalej.W tejże chwili Mieczysław oderwał się od ściany i skoczył ku wyjściu.Paru biurowychkolegów przytrzymać go chciało i mówić coś, może doradzać.Ale jego oczy były tak rozpalone, że zzaciemnych okularów widać było ich błyski, a ostre łokcie rozpychały wszystkich i wszystko dokoła.Takwypadł do długiej, jasnej galerii z rzędem ogromnych, nagich okien, którą przepływała publiczność,zwolna znikając w dole na wschodach.Tu obejrzał się i we framudze jednego z okien spostrzegłJoannę, która tam stała, może czekając na niego, może nie mając siły czy odwagi torować sobie drogiśród tłumu.W tej chwili wiodła ona wzrokiem za grupą osób znajdujących się już u przeciwległegokońca galerii.Były dwie kobiety i jeden mężczyzna, powszechnie w tym mieścin znany, przystojny,wzięty, przez panie szczególniej lubiony doktor Adam.Jak mnóstwo ludzi innych przybył on tu dziś dlawysłuchania ciekawej sprawy sądowej i łatwo było spostrzec, że wychodził pod wpływem poważnych ismutnych wzruszeń.Przecież, gdy jedna z towarzyszek jego, wysoka i strojnie ubrana panna, zuśmiechem przemówiła do niego, uśmiechnął się także i u początku wschodów pośpieszył podał jejramię.Joanna uczuła w tej chwili, że ktoś ją chwyta za rękę, i zobaczyła Mieczysława, który schylonynad nią prędko i cicho mówić zaczął:- Idz sama do domu.Ja teraz z tobą iść nie mogę.Mam w mieście pilne interesy.Za parę godzinwrócę.Idz sama do domu.Wpatrywał się w nią rozognionymi wciąż oczami i mocno ściskając jej rękę dodał:- Nie lękaj się.nie lękaj się tylko.nie lękaj!* * *W kilka godzin potem Mieczysław Lipski znużonym krokiem wstępował na wschody swego mieszkania,powoli przeszedł kuchenkę i w przyległym pokoju z głośnym sieknięciem usiadł na twardejstaroświeckiej kanapie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]