Podstrony
- Strona startowa
- Bahdaj Adam Trzecia granica (SCAN dal 803)
- Farkas Viktor Poza granicami wyobrazni (SCAN
- Farkas Viktor Poza granicami wyobrazni
- Kres Feliks W Polnocna Granica
- Bahdaj Adam Trzecia granica
- Lem Stanislaw Kongres futurologiczny
- Eddings Dav
- Marzenia i Koszmary 2
- Orson Scott Card Oczarowanie by mirmor[rtf]
- Feist R.E Mistrz magii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za nim smoki purpurowe suną,na nich ludzie, którym Pismo mówi: Gdy tysiączne ominiesz zaklęcie,na okrutnym smoku jezdzić będziesz".P o w i t a n i e Gdzie on?" wszyscy pytają i dzwoniąw złote jabłka pod kwitnącą jabłonią. Gdzie on?" w trawy naprężonej lutnieuderzają zdziwieni i smutni. Gdzie on?" wszyscy ręce w zdumieniu187wznieśli nagle nad otwartą ziemią:Ni w kolebce tam siedział, ni w grobie,ni to dziecko, ni elf, ni człowiek,a rączkami uderzał w grzechotkę,w której z wolna z lękiem rozpoznaliczarnych niebios świecącą emalię,na niej morza się łoskot przewalałi zmarszczonych lądów biała fala.A on siedział i do siebie gwarzył,do narcyza podobny z twarzy.Nad nim panna.Ach, tej nie wypowiem,coś jak liści szum i fali ciałoi jak życie nie zamknięte w słowie.Więc, gdy wszystko nagle zawołało: Gdzie on?" rzekła ręce splatając miłośnie:Jeszcze mały".Zawołali: Cóż się stało?" Nic, do nocy, do wesela urośnie!"U c z t aWej! upili się, a setnie upili,dziw, że gwiazd na szklanych kręgach nie pobili.W jednym dzbanie był zielonobiałymus lodowców, które już dojrzały,w drugim dzbanie glinianym podalisok różowy z krwi i korali,w trzecim noc na poły z mlekiem zmieszaną.Wej! upili się, a wstali aż rano.T a n i e cIPod muzyką świat zamkniętybrzęczy takpo jeziorze jak po strunie,czy po lipie, czy po łunieciągnie złota dłoń czy ptak.Drzewom śpiew pod drzew zadumąwodny ton.Ptaki śnią, czy we śnie niesiemodry jeleń tan po lesiew koła łąk.Ulatują lutnie na nichlilie gam, lilie gwiazd,i cieniami w złocie grając,188lądy, drzewa omijająbrzeg płomieni żółty las.IIUnosiły się jelenie i sarny,wiały lotem migotliwym i sennym,zanosiło grzybami i ptakiemna zielonych polan uciszenie,aż wiatr począł wznosić szkliste dłoniei rozgrzane kształty z wolna studzić,więc stawały niedzwiedzie i koniei łasice zastygały z wolna,aż stanęły i w posągi żywezamieniły się, a rude śliwyobrzucały ich w stygnący czasulewami niedojrzałych gwiazd.N o cSzyby deszczu zamknęły nocrozdzielając światło i świat.Zpiewał jeszcze jakiś obłok przelotnyi mijały ulewy lat.Niebo rosło tylko.Jeszcze mniejszyw trzaskających burzach magnetycznychtulił ciepło wiolinowych ramioni obłoki nalewał w policzki.I tak nadzy, w pierwotny czaszasypiali zatuleni w futropodpalonych gwiazdami niedzwiedzii wiewiórek łuskających latajak orzechy z zielonej miedzi,i kołysząc się w ziemi kolebie,wyrastając z niej i w siebie rosnącobudzili się w ptasim niebie,w które lilią wywiedli się prosto.Z p i e w k o ń c o w yCiała, które przechodzą, czym są?czym to przemijanie, nie wiesz.Ziemia podobna katalitycznym snom,odbita przezroczyście w niebie.Ani w tym strumieniu przeminie,ani w ludach, które przejdą w czasjak piasek w starożytnych klepsydrach.Ani wiatr, ani cień tak ogarnie189ich wianie nieustannych płaszczyzn.Pozostanie, zawsze pozostanieodbicie w niebie, czy chmurze,a chmury spadając powrócą,a niebo wznosząc się spadniechoćby deszczem, a w każdej kroplipozostanie maleńki obraz.rozpoczęte dn.17.I.42 r.ukończone dn.18.I.42 r.190Serce jak obłokPoematMatceIW takich nocach się lęgnąsame mary tylko i skrzydła nawałnic.Takie noce się karmiprzez wiatr oderwaną ręką.Takie noce dymią padliną gnijącym runem obłoków;błądzący po nich ginąw lęku i mroku.Takie noce rodzą tylko zwierzęta:konie bez głów i koty ziejące płomieniem,i płynie w nich ziemia przeklętagłuchym strumieniem.Jakże te noce przemógł,które rosną jak trupi obrzęki jak ryby duszą się niemo?Jakże w nich zrodził się olbrzym?IIA miał Tytan ramion dwoje gałęzi,jak mosiądz, co się w słońcu wygina,i oczy, jakby w nich niebo uwięziłalbo jakby mu błękit spojrzeniemprzez głowę na wylot płynął.A nad głową koronkę włosówdo ptaków podobną, koloru róży czy rtęci,spadającą na wysmukły pomnik twarzy,kiedy w drogach złocistych brodził,w płomieniami płynącym zachodzie,i tętniące cyklony marzył.Kiedy świt jak owoc mleka dojrzewałw kolorowych szybkach jaskiń,ruszał Tytan przez dzwoniące jaskryjak przez gwiazdy wdeptane w trawę,i melodie echem śpiewał,a przed sobą pędził jak korabiezamyślone, koczujące jak owcew szczerym srebrze wykute lodowce.191A spod stóp się sypały lawinyjak odłamki kroków wędrującychprzez pustynie planet innych,przez kotliny zatopione słońcem,poprzez ziemię jak wielką przyczynęzgasłych studni i zródeł bijących.Parły trąby miedziane wichuryw kolorowy codzienny zachód,pędził Tytan bezimienne górynad koralowy wodopój,gdzie jak senne zwierzęta łapąprzecierały znużone oczy,zanurzały pyski w spokój w aksamitne fale nocy.Czegóż więcej potrzeba, gdy głos twójbudził gór żelazny obryw?Czegóż więcej trzeba oczom modrym,że tak w smutek patrzyły prosto,że aż śmiercią lodowatą wiało od nich?Nosił Tytan w piersiach mocnychwyrojone w grozną noc narodzinsmutne serce wykarmione na wyjących wichrów głodzie,smutne serce wybujałe na lamentach ptaków nocnych,na modlitwach psów rzucanych w tarczę snów okrągłą dziwne serce zamiast serca obłok.IIIDojrzewały w sadach śliwy, śliwy złociste, jakbykto krople słońca w powietrzu ostudził nagle jak wosk.Tańczyły siostry kołem, od tej wesołej jazdymigało pod powiekami, drażniło nozdrza jak kłos.Dudniły warkocze, tak lśniące, że prawie w słońcu białe,jak ulew jasne sploty rzucane z nieba ukosem.Dudniły deszcze owoców poprzez rozwiane włosy,żeś już nie wiedział na pewno, czy włosy, czy śliwydojrzały.Tańczyły siostry kołem, a Tytan przystanął; od żaruoczy ręką ogarniał jak od lśniącego bąka: Wezcie mnie, siostry, będziemy po kolorowych łąkachtańczyć pośród jesieni zielonożółtych pożarów".Zmiały się siostry, śpiewały głosamijak zielonymi wilg owocami:192 Jakże będziesz tańczył z namipod jesieni namiotami,kiedy ręce masz jak stal i mosiądz?Strącisz z gór sokoły lawin,huk lodowców słońce zdławi,kiedy pieśń zaśpiewasz mocnym głosem.Jakże bratem naszym jesteś,kiedy my jak płomień lekkie,który biegnie po płonącej słomce,a ty wiatrem noc zalewasz,piorunami płoniesz w drzewach,rozdmuchujesz w kolorowy zachód słońce?Jakże mamy tańczyć z tobą,kiedy zamiast serca obłokw piersi burzą wypełnionej nosisz?"I wesoło się siostry śmiały,w świergot ptaków coraz bardziej zanikały,aż pozostał po nich lot pajęczynrozwieszony w powietrzu dzwięcznym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]