Podstrony
- Strona startowa
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Dom Westalek
- Saylor Steven Roma sub rosa t Rzymska krew
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- [4 1]Erikson Steven Dom Lancu Dawne Dni
- [2]Erikson Steven Bramy Domu Umarlych
- NEJ 10 Denning Troy Gwiazda po gwiedzie
- Księga tysiąca i jednej nocy
- Vonnegut Kurt Galapagos (3)
- Jan Potocki Rekopis znaleziony w Sragossie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vader.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedziałem i nie chciałem wiedzieć, co dokładnie wyjąłem z przynie-sionych zapasów, ale zauważyłem sznur o dziewięciu węzłach, gałązkę jesionuw kształcie głowy byka, malutki miedziany dzbanek, kość z nogi łosia, kawałeksplecionej skóry i kilka innych drobiazgów.Ciekaw byłem, co zamierzam z nimizrobić.Morrolan pierwszy przerwał ciszę. Witamy w Górze Dzur.Mój żołądek robił, co mógł, by mu odpowiedzieć.Poczułem, że mam miękkie nogi, i na wszelki wypadek oparłem się o skalnąścianę otaczającą niewielką platformę, na której się znalezliśmy.Prowadziło z niejtylko jedno wyjście wąskie, pnące się w górę schody.Platformę oświetlałajedna umieszczona w uchwycie pochodnia, a sądząc po warstwie sadzy nad nią,w ten sposób oświetlano ją od dawna.Miejsce to, choć nieczęsto używane, byłoprzygotowane na przybycie gości.Zrobiłem co mogłem, by spacyfikować żołądek, nie dając tego po sobie po-znać. Urocze miejsce wykrztusiłem.Morrolan postawił stopę na najniższym stopniu. Tędy proszę.By zyskać na czasie, spytałem: Sethra Lavode? Oczekuje nas. Aha.Wziąłem kilka głębszych oddechów i ruszyłem w ślad za nim.Schody byłyrównie strome, co wąskie widać było, że wykonano je z myślą o Dragaeria-nach, którzy mają dłuższe nogi niż ludzie.Stopni było naprawdę dużo.28Po dłuższej chwili schody zaczęły skręcać delikatnie w lewo i minęliśmyokno.Zaryzykowałem szybkie spojrzenie faktycznie byliśmy wysoko.Gdy-bym miał czas, sądzę, że zająłbym się podziwianiem widoku świerków i malow-niczej doliny.Nie miałem go jednak, a na dodatek przez okno wpadał ostry, zimnywiatr.Niesiony przez niego chłód był odczuwalny jeszcze przez kawałek drogi,ale nie narzekałem, bo żołądek zgodził się wrócić na swoje miejsce i przestaćprotestować.Morrolan trzymał się cały czas dwa stopnie wyżej.Wyglądało na to, że mado mnie zaufanie, skoro tak długo kusił mnie widokiem swoich pleców.Z drugiejstrony, moje oczy znajdowały się na poziomie pochwy jego miecza, więc aż takwiele nie ryzykował.Dłuższy czas wspinaliśmy się w milczeniu.W końcu niewytrzymałem: Z całym szacunkiem, lordzie Morrolan.Zatrzymał się i odwrócił. Tak, mój dobry Jheregu? Mógłby pan z łaski swojej oświecić mnie biednego, co się tu, do cholery,dzieje?!Uśmiechnął się zagadkowo i ponownie ruszył w górę.Zdusiłem przekleństwo i poszedłem za nim.Po paru stopniach spytał przez ramię, nie kryjąc ironii: Mógłbym prosić o nieco precyzyjniejsze pytanie? Na przykład dlaczego zgodził się pan ze mną spotkać?Bardziej zobaczyłem, niż usłyszałem, że zachichotał. Głupotą byłoby tego nie zrobić, skoro zadaliśmy sobie wpierw tyle trudu odparł.Coś zimnego przemaszerowało mi po krzyżu.Dopiero po przejściu kolejnych kilku stopni spytałem: A więc zaplanował pan sprowadzenie mnie do siebie? Jako prosty sposób.Znacznie trudniej byłoby przekonać cię, żebyś przybyłbezpośrednio do Góry Dzur. Aha.no tak.ale głupio, że sam na to nie wpadłem. Zgadza się.Zacisnąłem zęby.Miałem przed oczami pochwę jego miecza i czułem głódostrza. No dobrze powiedziałem na tyle spokojnie, na ile mogłem. Jestemw Górze Dzur.Po co?Nie odwracając się, rzucił: Trochę cierpliwości.Wkrótce wszystko będzie jasne. Aha.Zamilkłem, analizując usłyszane rewelacje.Wyglądało na to, że wkrótce spo-tkam Sethrę Lavode, której byłem do czegoś potrzebny.Problem w tym, że nie29mogłem się zorientować do czego.Z tego co wiedziałem, nie miała powodu, bychcieć mnie zabić, a poza tym gdyby chciała, Morrolan mógł to już za nią załatwićparę razy.O co więc tu chodziło?W końcu spytałem: W takim razie co z Quionem? Z kim? Z tym jegomościem, który mnie okradł i teleportował się prosto tutaj. A, z nim.Wrobiliśmy go.Otrzymał informację sugerującą, że może tu byćbezpieczny.Informacja była niezgodna z prawdą. Rozumiem.Znów kilka minut wspinaliśmy się w milczeniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]