Podstrony
- Strona startowa
- Ian Cameron Esslemont Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 01
- Auel Jean M Rzeka powrotu (SCAN dal 948)
- Thorne Nicola Powrot do Wichrowych Wzgorz
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- Cook Glen Zolnierze zyja
- James P.D Czarna wieza
- Władysław Wężyk Podróże po starożytnym Âświecie
- Aronson Elliot Psychologia spoleczna Serce i umysl
- Chalker Jack L Charon
- Robert Ludlum Krucjata Bourne'a
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkodnikowo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie jest.Nie zniósłbym, żeby taki człowiek nadal żył.Czuła, że żołądek podszedł jej do gardła.Czy Cenobici ostrzą swe haki na nią?- Byłaś tak dzielna, Kirsty.Tak wiele ryzykowałaś przychodząc tu.(Coś siedziało jej na ramieniu:- „Oddaj mi swoją duszę”.)-.Pójdę na policję, kiedy poczuję się trochę lepiej.Spróbuję im to jakoś wytłumaczyć.- Ty go zabiłeś? - zapytała.- Tak.- Nie wierzę - wyszeptała.- Weź ją na górę - powiedział Rory patrząc na Julię.- Pokaż jej.- Chcesz zobaczyć? - zapytała Julia.Kirsty skinęła głową i ruszyła za nią.Na piętrze było cieplej niż na dole.Powietrze było jakby tłuste, jak parująca woda po zmywaniu naczyń.Drzwi do pokoju Franka były uchylone.Na gołej podłodze leżała kupa bandaży, spowijająca parujące jeszcze zwłoki.Szyja trupa była roztrzaskana, głowa wyrwana z ramion.Od stóp do głowy pozbawiony był skóry.Kirsty odwróciła głowę z obrzydzeniem.- I co? Zadowolona? - zapytała ją Julia.Kirsty nie odpowiedziała, tylko wyszła z pokoju.Powietrze na jej ramieniu kotłowało się.(- „Przegrałaś” - coś powiedziało jej wprost do ucha.- Wiem - wymamrotała.)Zaczął bić dzwon.Na nią, na pewno.Pośpieszyła w dół schodami, modląc się, żeby jej nie zabrali, zanim nie dosięgnie drzwi.Jeśli mają jej wydrzeć serce, niech Rory tego nie widzi.Niech zapamięta ją w dobrej formie: z uśmiechem na ustach, a nie błaganiem.Julia, idąc za nią, zapytała.- Dokąd się śpieszysz?Skoro nie było na to żadnej odpowiedzi, kontynuowała:- Nie mów nic o tym nikomu - nalegała.-Jakoś sobie z tym poradzimy: ja i Rory.Jej głos odciągnął Rory'ego od drinka.Pojawił się na korytarzu.Rany zadane przez Franka wyglądały znacznie poważniej niż Kirsty myślała.Twarz była poorana w kilkunastu miejscach, a skóra na szyi - pofałdowana.Kiedy do niego podeszła, chwycił ją za rękę.- Julia ma rację - powiedział.- Pozwól nam złożyć meldunek, dobrze?W tej chwili było wiele rzeczy, o których chciała mu powiedzieć, ale nie miała na to czasu.Bicie dzwonów przybrało na sile w jej głowie.Ktoś zarzucił jej pętlę na szyję i zaciskał z wolna.- Jest już za późno.- wyszeptała do Rory'ego i wzięła z powrotem rękę.- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał, kiedy szła do drzwi.- Nie odchodź, Kirsty.Jeszcze nie odchodź.Powiedz mi, co cię dręczy.Nie mogła powstrzymać się, żeby raz jeszcze nie rzucić na niego okiem w nadziei, że sam odczyta z jej twarzy cały jej żal.- Już w porządku - powiedziała słodko, mając nadzieję, że go tym uspokoi.- Naprawdę.Rory rozwarł szeroko ramiona:- Chodź do tatusia - powiedział.Nie zabrzmiało to naturalnie w jego ustach.Niektórzy chłopcy nigdy nie dorastają, by być tatusiami, bez względu na to, ile dzieci mogą spłodzić.Kirsty oparła się ręką o ścianę, żeby się uspokoić.To nie był Rory.Ten, kto to mówił, nie był Rory'm.To był Frank.Nie wiedziała jak, dlaczego, ale.to był Frank.Czaszkę rozsadzał jej huk dzwonów, lecz starała się skupić myśli na tym odkryciu.Rory uśmiechał się, wyciągając do niej ramiona.Mówił też coś, ale nie była w stanie rozróżnić słów.Miękkie ciało jego twarzy nadawało słowom brzmienie, ale dzwony zagłuszały wszystko.W efekcie była im za to wdzięczna.Nie dała się zwieść pozorom.- Wiem, kim jesteś.- powiedziała nagle, niepewna, czy jej słowa są słyszalne, czy nie.Miała jednak pewność, że mówi prawdę.Ciało Rory'ego było na górze.Spowite bandażami Franka.Ukradziona skóra była teraz nawleczona na ciało jego brata.A małżeństwo zostało zerwane przelewem krwi.Tak! Tak było!Pętla na szyi zaciskała się.Zostały jej chwile, zanim zostanie zaciągnięta w nicość.Zdesperowana, skoczyła z powrotem w stronę potwora o twarzy Rory'ego.- To ty! - powiedziała.Twarz uśmiechnęła się, nie tracąc pewności siebie.Zamierzyła się na niego ręką i usiłowała uderzyć.Cofnął się, unikając jej dotyku.Dzwony biły nieubłaganie, kotłując jej mózg pod sklepieniem czaszki.Znowu wyciągnęła rękę do przodu.Tym razem nie udało mu się odskoczyć.Schwyciła go za twarz.Paznokcie wpiły się w mięso policzka.Skóra, z taką pieczołowitością naciągana na kształty, zsunęła się troszkę, niczym miękki jedwab.Oczom jej ukazało się silnie ukrwione ciało.Julia za jej plecami zaczęła krzyczeć.I nagle dzwony ucichły.Nie! Nie ucichły, ale nie biły już w głowie Kirsty, lecz w całym domu.Światła na korytarzu zajaśniały nadspodziewanie mocno i nagle całkiem zgasły.Przez chwilę, kiedy zapadły całkowite ciemności, słyszała łkanie, być może dobywające się z jej własnych ust.A potem jakieś przerażające widowisko, jakby pokaz ogni sztucznych, zaczęło rozgrywać się na ścianach i na podłodze.Korytarz tańczył.Ściany po kolei zaczęły giąć się, łamać i wywijać.Wszystko w szaleńczym tempie i w blasku ognia.W pewnej chwili, w świetle kolejnego rozbłysku, zobaczyła, że Frank zbliża się do niej.Z twarzy zwisały mu fragmenty fizjonomii Rory'ego.Odskoczyła i umknęła do dużego pokoju.Uścisk na jej gardle zelżał.Najwidoczniej Cenobici dostrzegli swój błąd.Wkrótce, miała nadzieję, wkroczą do akcji.Czekała aż zaprowadzą ład w tej farsie pomylonych tożsamości.Teraz już nawet nie chciała widzieć męczarni Franka.Miała już dosyć.Zamiast tego chciała uciec tylnymi drzwiami z domu i pozostawić Franka na ich pastwę.Ale jej optymizm był krótkotrwały.Fajerwerki z korytarza dotarły też i do jadalni.W ich świetle zobaczyła, że ten pokój zwariował także.Coś przesuwało się po podłodze, jak kurz na wietrze.Krzesła wznosiły się i opadały.Być może była niewinna, ale tajemne siły nie miały głowy do takich bzdur.Wiedziała, że jeśli zrobi jeszcze jeden tylko krok, to narazi się na ich zemstę.Jej wahanie ułatwiło Frankowi dotarcie do uciekającej dziewczyny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]