Podstrony
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej Œmierci
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Burzy Sagi o Elryku Tom VIII
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Courtney Beautifully Broken. Tom 3. Zanim miłoœć nas połšczy
- (27) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skarb generała Samsonowa tom 1
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Feist Raymond E Adept magii (SCAN dal 734)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- odbijak.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwile perły uriańskie.Ale nanizanych mam jeszcze dwie, reszta roztrwonionaw przeszłym czasie.Pacierz ten zmówiony i tylko karząca ręka nasuwa się, nasuwa, na-suwa.Panna Stanisława poszła przejść się, zostaliśmy sami na kwadrans. Panna S.prosiła mię na wszystko, aby pana z nią na chwilę zostawić, coś ma panuważnego powiedzieć. Czy zobaczemy się w Siedlcach? Będzie pan? 28.? Tak.Stanie pan w hotelu Victoria , a rano u numerowego z Hotelu Angielskiegozostawi bilecik do mnie. Cóż dalej? Nic.Spotkamy się w parku. Po to, aby całe Siedlce wiedziały, że pani chodzi z nieznajomym dandysem? No to jakże zrobić? Ja napiszę w owym bileciku mój numer w hotelu.123 Ależ za nic! Wolę pana nie widzieć.To hańba! Zawsze jedna piosenka! Gdyby był inny środek na pewno nie narażałbym paniąna tę przykrość.Ale trzebaż, aby mnie nikt nie widział.Prawda, cudo? Prawda, prawda, potworze.Niech pan przyjedzie na imieniny mojego męża.Przy-szle pan wcześniej bilet, my poślemy zaproszenie.Mąż mój prosił już pana o odwiedza-nie nas, prawda? Ach, prawda.Ten mąż. Biedny mąż! Co pan tu porobił.Kto mógł przypuścić, że z pana taki uwodziciel.Takie zdawało się trusiątko.Panna S.śpiewała sobie miłosne piosenki, nie bez tego jednak, aby nas [nie] śledzićz oddali.Nadeszła poszliśmy w las daleki, po wzgórzach, krętą drogą.Słońce zgasło, szybko w lesie zapadła noc.Wcześnie, bo już o ósmej ciemno jest zu-pełnie.Odprowadzają mię jeszcze na brzeg lasu.Z daleka kłaniam się na pożegnaniepannie S., bo mię o to prosiła Natuchna, aby jej nie całować (niby tej panny) w rękę, jakto miało miejsce dni poprzednich.Z daleka jeszcze wołają: Jutro przyjść wcześniej!.16 VIII (sobota).Chyżo, na skrzydłach szczęścia, na nic nie bacząc, dobiegłem do tego dnia jak dobrzegu przepaści.Tysiące wspomnień, pamiątek chwyta mię za ręce, za serce, gdy zidiotyczną starannością pakuję na drogę moje rzeczy, książki, moje pamiątki od Na-tuchny.Jutro o tej porze będę o kilkadziesiąt mil od niej i będzie to trwać zawsze, bezkońca.Ach, Boże!Wspomnienia moje złote!We czwartek, ukończywszy wcześniej niż zwykle lekcje, poszedłem do P., mieliśmybowiem jechać na wycieczkę do Drohiczyna.Minąłem las i z jego skraju dostrzegłem Wacka, jadącego dokądś przez pole konno.Domyśliłem się, że z wycieczki nic nie będzie, postanowiłem jednak dowiedzieć sięosobiście.Gdym wyszedł z lasu, spotkałem na drodze chłopaka Denisa, mojego przyja-ciela: szedł z listem do mnie.List pisała panna Stanisława.Chłopak się obejrzał, jakmiał rozkaz, na cztery strony świata i oddał mi liścik, zapraszający w imieniu N.do P.,aby razem jechać na Prusy, ponieważ wycieczka odłożoną została do dnia następnego.Poszedłem szybko.Na podwórzu spotkałem się z doktorem obok ogromnych stert ze zbożem.Podszedłku mnie z niezwykłą galanterią, zapraszał do wzięcia udziału w jutrzejszej wyprawie itowarzyszenia paniom na Prusy.Pożegnałem go czule, tym czulej, że jechał sobie wpole, i poszedłem do dworu.Nie zastałem nikogo, minąłem wszystkie pokoje i zesze-dłem do ogrodu.Tam spotkałem Natuchnę z Lutasem.Oczy jej świeciły takim cudnymblaskiem, gdy mię witała.Ostatnie promyki mojego szczęścia!.Poszliśmy do salonu i, powyprawiawszy zgrabnie osoby zbyteczne, mogli pieścić sięw cichości.Prosiła tylko, aby nie umizgać się do p.Stanisławy i nie robić jej (?)236tymprzykrości.Co chwila oczy jej zachodzą łzami, szuka moich rąk.236 j e j (?) znak zapytania pochodzi od autora.124Przyszła panna S., musiałem ją bawić nizaniem na nitkę konwenansu paciorkówbezmyślnie dowcipnej rozmowy.Robiła straszne oko do mnie, wyznawała prawie mi-łość aluzjami, których nie chciało mi się rozumieć.Zostawałem z nią sam, wówczasmogłem całować i nie całowałem, mówiłem [o] talencie Sienkiewicza.Pewna jest, żesię w niej kocham, chce mię gwałtem zmusić do padania na kolana na próżno.Niechce mi się już tych kłamstw, choć jest przecudną i choć mam zapewnione u niej łaski,jakich bym tylko zapragnął.Robiła mi wymówki, że o naszych pocałunkach mówiłem Natuchnie gęś!O siódmej wyjeżdżaliśmy z P.Gdym pomagał wsiadać do powoziku moim paniom,przez podwórze przejechała, dążąc także na Prusy, pani Aniela.Zmierzyła mię strasz-nym wzrokiem i pojechała naprzód.Pamiętam tę wesołą drogę alejami, wsią unicką, la-sem, te miłe słowa, te tajemne serdeczne słowa, które leżą kamieniem żalu na sercu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]