Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (3)
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Trylogia Hana Solo.03.Han Solo i utracona fortuna (3)
- Feist Raymond E & Wurst Janny Imperium 03 Władczyni Imperium
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Cornwell Bernard Kampanie Richarda Sharpe'a 03 Forteca Oblężenie Gawilghur, 1803
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 03 Przebudzenie w ramionach księcia
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Opis obyczajow za ponowania... Kitowicz
- Praktyczny komentarz do Nowego Testamentu Ewangelia Łukasza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- black-velvet.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniałam sobie opowieść Walery, przeszłam jeszczekawałek i przekonałam się, że z tamtej strony też jest bagno.%7łeńka, tracąc zainteresowanie wyprawą, usiadła na gęstejtrawie i żuła jakieś zdzbło ze smętną miną.Ignorując ją,zaczęłam się rozglądać po tym kawałeczku ziemi i w końcuwpadłam na to, żeby zajrzeć w krzaki.Pierwsze, co zobaczyłam,to ścieżka wijąca się w zaroślach iwiny.Weszłam na niąodważnie i kilka minut pózniej znalazłam się na zielonejpolanie.Po prawej stronie rosły wysokie drzewa, a więc bagnatam nie było (wiem na pewno, że na trzęsawisku nie rosnąwysokie drzewa), a po lewej sterczały tyczki.Popatrzyłam wtamtym kierunku i zobaczyłam %7łeńkę, nadal siedzącą natrawie.- %7łenia! - zawołałam.Przyjaciółka obejrzała się i zerwała na równe nogi.- Jak się tam dostałaś?- W krzakach jest ścieżka.%7łeńka zniknęła mi z oczu, żeby wkrótce pojawić się obokmnie.- O co tu chodzi? W ogóle nie trzeba żadnych tyczek, jestwspaniała ścieżka.A dokąd my właściwie doszłyśmy? To tawyspa, na której mieszka Kukuj?- Nie - zmartwiłam ją.- Z tego, co wiem, to wyspa jestznacznie dalej, w kierunku wsi Friazino.- Zrobiłamnieokreślony ruch ręką, nie wiedziałam przecież, gdzieznajduje się owo Friazino.- Szkoda - westchnęła %7łeńka, rozglądając się.- Walera był koło krzaków - rozmyślałam na głos.- Istamtąd zobaczył zielonego myśliwego, który był mniej więcejw tym miejscu, w którym my teraz.- Myślisz, że ma tu gdzieś legowisko? Wzruszyłamramionami.- Sprawdzmy.Na otwartej polanie nie było właściwie co oglądać,podeszłyśmy do drzew i pod wysoką brzozą znalazłyśmy szałas,taki, jaki zwykle budują wiejscy chłopcy z tego, co mają podręką: kijów, trawy, gałęzi.Trzeba przyznać, że został zrobiony ze znajomością rzeczy,był solidny, a nawet przytulny.Wejście zasłaniał kawałekworka.W szałasie nie było nic ciekawego, właściwie nie było wogóle nic, obok znajdował się ślad po ognisku i dwa pieńki,używane jako stół i stołek.- Ktoś tu był - oznajmiła %7łeńka z mądrą miną.- Oczywiście.Tajemniczy nieznajomy, którego Walera wziąłza zielonego myśliwego, a więc wędkarz albo ktoś w tymrodzaju, czyli najzwyklejszy człowiek.Na twarzy miał środekprzeciwko komarom albo siatkę, a Walera ze strachuwyobraził sobie Bóg wie co albo po prostu wszystko zmyślił.- Po co?- Tego to już nie wiem.Wiem tylko, że wszyscy, niewyłączając Walery, niezdrowo interesują się bagnami.- I co teraz? - westchnęła %7łeńka.- Byłoby dobrze dostać się na tę wyspę, może wszystkowyjaśniłoby się na miejscu?- Cenna myśl, tylko jak do niej dotrzeć, według tyczek?Wiesz, Anfisa, że poszłabym za tobą w ogień, w wodę, nawetna bagna, ale przypominam, że tu i miejscowi błądzą, a ktośnawet przepadł bez wieści.- No, iść samemu byłoby głupio - przyznałam %7łeńce rację.-Potrzebny nam przewodnik.- I kogo widziałabyś w tej roli?- Jeszcze nie wiem.Kogoś z miejscowych.Przy okazjinależałoby pogadać wreszcie z milicjantem, nie sądzisz?- Załóżmy, że sądzę.To co, idziemy już teraz?- A coś ty taka złośliwa?%7łeńka tylko machnęła ręką i poszła oglądać krzaki zaszałasem.Poszłam za nią.Wysokie drzewa wkrótce ustąpiły miejscamniejszym, potem zupełnie rachitycznym, pod nogami znówzacmokało.Musiałyśmy zawrócić.- Szałas zrobiono niedawno - odezwałam się, żeby przerwaćciężkie milczenie.- Aha - odparła %7łeńka.- To co, wracamy? I tak nic więcej tunie zdziałamy.Musiałam przyznać jej rację.Zcieżką dotarłyśmy do krzaków, rozpaczliwie opędzając sięod komarów.Jadły nas żywcem, chociaż wysmarowałyśmy sięśrodkiem od stóp do głów i jak wynikało z informacji na tubce,żaden komar nie powinien się do nas zbliżyć.Nim wróciłyśmydo pensjonatu, ręce miałam całe pogryzione, twarz pewniewyglądała nie lepiej.- Prawdziwego piękna żadne komary nie są w staniezniszczyć - pocieszyła mnie %7łeńka, patrząc na moje próbyopędzenia się od krwiopijców.Właśnie skręcałyśmy do pensjonatu, gdy zobaczyłyśmy WowęTatarina w nieodłącznej czapce uszance i waciaku, spodktórego wystawała koszula, spodnie miał wpuszczone wgumowce.Szedł, wygrażając komuś pięścią i głośno złorzecząc:- Pół litra pożałował, widzicie go.że jestem mu winien.Amoże i jestem.Tak, jestem.No i co.A ty nie jesteś miwinien? Czekaj no, już ja powiem komu trzeba, czym ty się nawyspie zajmujesz, wtedy dopiero zobaczymy, kto jest komuwinien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]