Podstrony
- Strona startowa
- Sw. Jan od Krzyza DZIELA WSZY
- w. Jan od Krzyża DZIEŁA WSZYSTKIE
- Dzieła w. Jan od Krzyża
- w. Jan Od Krzyża Dzieła
- Jan Od Krzyża, w. Dzieła
- Sw. Jan Od Krzyza Dziela
- Dzieła w. Jan od Krzyża(1)
- J.J.Sempe, R. Goscinny Wakacje Mikolajka
- Zbieg okolicznosci (2)
- Clarke Arthur C Ogrod ramy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vader.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Kazimierzowe to królewskie gospodarstwo rzekła księżna ale też żyć tu i nie umie-rać. I Pan Jezus się do takiej ziemi śmieje odrzekł Mikołaj z Długolasu i błogosławień-stwo Boże jest nad nią; ale jakoż ma być inaczej, kiedy tu, gdy zaczną bić dzwony, to niemasz takowego kąta, do którego by odgłos nie doszedł! Wiadomo przecie, że złe duchy znieśćtego nie mogąc muszą aż na granicę węgierską do głuchych borów uciekać. To mi i dziwno ozwała się pani Ofka, wdowa po Krystynie z Jarząbkowa że WalgierzWdały, o którym zakonnicy prawili, może się w Tyńcu pokazywać, gdzie siedem razy nadzień dzwony biją.Uwaga ta zakłopotała na chwilę Mikołaja, który też dopiero po pewnym namyśle odrzekł: Naprzód, wyroki boskie są niezbadane, a po wtóre, to sobie zauważcie, że on osobne po-zwoleństwo za każdym razem otrzymuje. A niech ta będzie, jak chce, alem rada, że w klasztorze nie nocujemy.Umarłabym chybaze strachu, gdyby mi się taki piekielny wielkolud pokazał. Hej! nie wiadomo, bo mówią, że okrutnie wdały. Choćby był i najurodziwszy, nie chcę ja pocałowania od takiego, któremu siarką z gębybucha. A skąd wiecie, że zaraz chciałby was całować?Na te słowa księżna, a za nią pan Mikołaj i obaj rycerze z Bogdańca poczęli się śmiać.Zmiała się nie rozumiejąc dlaczego, za przykładem innych, i Danusia zaś Ofka z Jarząbko-wa zwróciła zagniewaną twarz do Mikołaja z Długolasu i rzekła: Wolałabym jego niż was. Ej, nie wywołujcie wilka z lasu odpowiedział wesoło Mazur bo jędzon często i pogościńcu między Krakowem a Tyńcem się włóczy, a szczególnie pod wieczór; nuż was usły-szy i nuż się wam w postaci wielkoluda ukaże! Na psa urok! odrzekła Ofka.Lech w tej chwili Maćko z Bogdańca, który siedząc na wyniosłym ogierze dalej mógł wi-dzieć niż ci, którzy siedzieli w kolasce, ściągnął lejce i rzekł: O, jak mi bóg miły, a to co? Co takiego? Wielkolud jakowyś zza wzgórza przed nami wyjeżdża.26 A słowo stało się ciałem! zawołała księżna. Nie powiadajcie byle czego!Lecz Zbyszko uniósł się na strzemionach i rzekł: Jako żywo wielkolud, Walgierz, nikt inny!Na to woznica osadził ze strachu konie i nie wypuszczając z rąk lejc począł się żegnać, al-bowiem i on dojrzał już z kozła naprzeciwległym wzgórzu olbrzymią postać jezdzca.Księżna podniosła się i zaraz usiadła z twarzą zmienioną przez trwogę, Danusia pocho-wała głowę w fałdy sukni księżnej.Dworzanie, dwórki i rybałci, którzy jechali konno za kola-są, usłyszawszy złowrogie imię poczęli skupiać się koło niej.Mężowie niby śmiali się jesz-cze, ale w oczach mieli niepokój; panny pobladły, jeno Mikołaj z Długolasu, który z niejed-nego pieca chleb jadał zachował pogodne oblicze i chcąc uspokoić księżnę rzekł: Nie bójcie się, miłościwa pani.Toć słońce jeszcze nie zaszło, a choćby była i noc, świętyPtolomeusz da rady Walgierzowi.Tymczasem nieznany jezdziec wjechawszy na podługowaty grzbiet wzgórza zatrzymałkonia i stanął nieruchomo.W promieniach zachodzącego słońca widać go było doskonale iistotnie postać jego zdawała się przechodzić ogromem zwykłe ludzkie rozmiary.Przestrzeńmiędzy nim a orszakiem księżny nie wynosiła więcej nad trzysta kroków. Czego on stoi? rzekł jeden z rybałtów. Bo i my stoim odpowiedział Maćko. Spogląda ku nam, jakby sobie kogo chciał wybrać zauważył drugi rybałt żebym wie-dział, że człowiek, a nie złe, to bym ku niemu podjechał i lutnią go przez łeb zwalił.Kobiety przestraszyły się już całkiem i poczęły się głośno modlić.Zbyszko zaś chcąc siępopisać odwagą wobec księżnej i Danusi rzekł: A ja i tak pojadę.Co mi ta Walgierz!Na to Danusia poczęła wołać na wpół z płaczem: Zbyszku! Zbyszku! , lecz on ruszył ko-niem i jechał coraz prędzej, ufny, że choćby i prawdziwego Walgierza znalazł, to na wskróśgo kopią przebodzie.A Maćko, który miał wzrok bystry, rzekł: Wydaje się wielkoludem, bo na wzgórzu stoi.Chłopisko jakieś duże, ale człek zwyczaj-ny nic innego.O wa! pojadę i ja, żeby do zwady między nim a Zbyszkiem nie dopuścić.Zbyszko tymczasem jadąc rysią rozmyślał, czy od razu kopię nastawić, czy też wpierw zbliska obaczyć, jak wygląda ów stojący na wzgórzu człowiek.Postanowił jednak wpierw zo-baczyć i zaraz przekonał się, że była to myśl lepsza, albowiem w miarę jak się zbliżał, nie-znajomy począł tracić w jego oczach swoje nadzwyczajne rozmiary.Mąż był ogromny i sie-dział na olbrzymim koniu, roślejszym jeszcze od Zbyszkowego ogiera ale miary ludzkiejnie przechodził.Był nadto bez zbroi, w czapce aksamitnej na głowie, mającej kształt dzwona,i w białej płóciennej osłaniającej od kurzu opończy, spod której wyglądała zielona szata.Sto-jąc na wzgórzu głowę miał wzniesioną i modlił się.Widocznie też zatrzymał konia dlatego,by skończyć wieczorne pacierze. Ej, co mi za Walgierz! pomyślał młody chłopak.Dojechał już tak blisko, że mógłby był dosięgnąć kopią nieznajomego; ów zaś, widzącprzed sobą wspaniale uzbrojonego rycerza, uśmiechnął się do niego życzliwie i rzekł: Pochwalony Jezus Chrystus! Na wieki wieków. %7łali to nie dwór księżnej mazowieckiej tam w dole? Tak jest. To z Tyńca jedziecie?Lecz na to nie było już odpowiedzi, albowiem Zbyszko zdumiał się tak, że nawet nie usły-szał zapytania.Przez chwilę stał jak skamieniały, oczom własnym nie wierząc, gdyż oto naćwierć stai za nieznanym mężem ujrzał kilkunastu konnych żołnierzy, na czele których, ale27znacznie naprzód, jechał rycerz przybrany cały w świecącą zbroję, w biały sukienny płaszcz zczarnym krzyżem i w stalowy hełm z przepysznym pawim czubem w grzebieniu. Krzyżak! szepnął Zbyszko.I na ten widok pomyślał, że modlitwy jego zostały wysłuchane, że Bóg w miłosierdziuswoim zsyła mu takiego Niemca, o jakiego w Tyńcu prosił, że trzeba z łaski boskiej korzy-stać, więc nie wahając się ani chwili zanim to wszystko przemknęło mu przez głowę, zanimmiał czas ochłonąć ze zdumienia, pochylił się w kulbace, złożył glewię w pół końskiego uchai wydawszy rodowy okrzyk: Grady! Grady! ruszył co koń wyskoczy na Krzyżaka.A tamten zdumiał się także, gdyż wstrzymał konia i nie pochylając kopii sterczącej w góręod strzemienia, patrzył przed siebie jakby niepewny, czy w niego godzą. Pochyl kopię! wrzeszczał Zbyszko wbijając żelazne końce strzemion w boki końskie. Grady! Grady!Przestrzeń dzieląca ich poczęła się zmniejszać.Krzyżak widząc, że napad wymierzony jestnaprawdę ku niemu, ściągnął konia, nadstawił broń i już, już kopia Zbyszkowa miała się roz-trzaskać o jego piersi, gdy naraz jakaś potężna dłoń przyłamała ją Zbyszkowi przy samymręku jak zeschłą trzcinę, potem taż sama dłoń ściągnęła cugle jego konia z tak straszliwą siłą,aż rumak zarył się wszystkimi czterema nogami w ziemię i stanął jak wkopany. Szalony człecze, co czynisz? ozwał się głęboki, grozny głos w posła godzisz, królaznieważasz!Zbyszko spojrzał i poznał tegoż samego olbrzymiego męża, który poczytan za Walgierzaprzestraszył przed chwilą dworskie niewiasty księżny. Puszczaj na Niemca! Coś za jeden? zawołał chwytając za rękojeść topora. Precz z toporem! na miły Bóg! precz z toporem mówię bo z konia zwalę! zawołałgrozniej jeszcze nieznajomy. Obraziłeś majestat króla i pod sąd pójdziesz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]