Podstrony
- Strona startowa
- Ken Kesey Lot Nad Kukulczym Gniazdem
- Kesey Ken Lot nad kukulczym gniazdem
- McClure Ken Czerwona zima
- Follet Ken Na skrzydlach orlow scr
- Follett Ken Na skrzydlach orlow
- Follet Ken Na skrzydlach orlow
- Follett Ken Igla
- Winnetou t.3 May K
- Frank Herbert Dzieci diuny
- Gabriela Zapolska KaÂśka Kariatyda
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wohl zapalał nowego papierosa dokładnie co dwadzieścia minut i niedopałki miały zawsze tę samą długość.Heer bardzo chciał przestać palić, choćby po to, aby zaostrzyć przepisy i pozbawić Wohla przyjemności, jaką daje mu nikotyna, niestety nie mógł się na to zdobyć: był zbyt namiętnym palaczem.Heer nigdy nie przepadał za ludźmi z wywiadu, gdyż przebywając z nimi odnosił wrażenie, że zbierają informacje o nim samym.Nie lubił też współpracy z Abwehrą.Jego statek przeznaczony był do walki, a nie do przemykania się wzdłuż wybrzeży Wielkiej Brytanii w oczekiwaniu na pojawienie się szpiegów.Narażanie na ryzyko kosztownego mechanizmu, jakim była łódź podwodna, oraz jej doskonale wyszkolonej załogi dla jakiegoś faceta, który nie wiadomo, czy się w ogóle pojawi, wydawało się czystym szaleństwem.Wypił kawę do końca i skrzywił się.– Paskudztwo – powiedział.Wohl obrzucił go spojrzeniem, które nic nie wyrażało, potem odwrócił wzrok.Nie odezwał się ani słowem.Heer poruszył się niespokojnie na krześle.Gdyby był na statku, chodziłby pewnie nerwowo po pokładzie, lecz w łodzi podwodnej unikało się zbytecznych ruchów.– Wasz człowiek nie pojawi się w taką pogodę – powiedział.Wohl spojrzał na zegarek.– Poczekamy do szóstej rano – oznajmił ze spokojem.Nie był to rozkaz, gdyż Wohl nie mógł rozkazywać Heerowi, niemniej takie rzeczowe stwierdzenie faktu stanowiło zniewagę dla wyższego rangą oficera.– Do cholery, ja jestem tutaj kapitanem! – wykrzyknął Heer.– Obaj mamy wypełniać rozkazy – zauważył chłodno Wohl.– Jak pan wie, pochodzą od bardzo ważnej osobistości.Heer powściągnął gniew.Ten smarkacz miał oczywiście rację.Heer wypełni jego rozkazy.Kiedy jednak wrócą do portu, złoży na niego skargę za nieposłuszeństwo.Nie bardzo wierzył, żeby to pomogło: piętnaście lat służby w marynarce nauczyło Heera, że ludzie z kwatery głównej sami dla siebie stanowili prawo.– Jeżeli ten wasz człowiek jest tak głupi, że wypłynie dziś wieczór, nie wierzę, żeby przeżył ten sztorm – powiedział.Jedyną odpowiedzią Wohla było nic nie mówiące spojrzenie.– Czy złapałeś coś, Weissman?! – zawołał Heer do radiotelegrafisty.– Nic nie słychać, panie kapitanie.– Mam złe przeczucie, że szmery, które usłyszeliśmy kilka godzin temu, pochodziły od niego – powiedział Wohl.– Jeśli nawet tak było, to nadawał je daleko od miejsca spotkania – błysnął inteligencją radiotelegrafista.– Uważam, że brzmiało to raczej jak uderzenie pioruna.– Jeśli to nie był on, to trudno.Jeśli jednak to był on, dawno musiał już utonąć – Heer był wyraźnie z siebie zadowolony.– Nie zna pan możliwości tego człowieka – powiedział Wohl i tym razem w jego głosie dało się wyczuć pewne podniecenie.Heer popadł w milczenie.Odgłos silnika uległ lekkiej zmianie i wydawało mu się, że słyszy jakieś podejrzane szmery.Jeśli w czasie podróży powrotnej staną się głośniejsze, będzie musiał zrobić przegląd techniczny w porcie.Zrobi to w każdym wypadku, choćby po to, aby uniknąć następnej wyprawy z niesympatycznym majorem Wohlem.Marynarz zajrzał do kajuty.– Czy chce pan kawy, panie kapitanie?Heer potrząsnął przecząco głową.– Jeśli jeszcze się napiję, zacznę siusiać kawą.– A ja poproszę – powiedział Wohl i wyciągnął następnego papierosa.Ten gest kazał Heerowi spojrzeć na zegarek.Było dziesięć po szóstej.Pedantyczny major Wohl przełożył na później wypalenie papierosa, który wypadał na godzinę szóstą, tylko po to, aby przedłużyć o parę minut okres czekania pod wodą.– Wracamy do domu! – rozkazał kapitan.– Chwileczkę – odezwał się Wohl.– Po wyjściu na powierzchnię proponuję, żebyśmy się rozejrzeli, zanim odpłyniemy.– Niech pan nie będzie głupcem – powiedział Heer.Wiedział, że może sobie pozwolić na taką uwagę.– Czy zdaje pan sobie sprawę, jaki sztorm tam się teraz rozszalał? W takich warunkach nie można otworzyć luku na rufie, a peryskop pokaże nam wodę na odległość zaledwie paru jardów.– Skąd pan wie o sile sztormu będąc na tej głębokości?– Z własnego doświadczenia – poinformował go Heer.– Wobec tego przynajmniej wyślijcie wiadomość do bazy z informacją, że nasz człowiek nie nawiązał kontaktu.Bardzo prawdopodobne, że rozkażą nam przedłużyć czekanie.Heer westchnął zniecierpliwiony.– Nie można z takiej głębokości nawiązać kontaktu radiowego z bazą – tłumaczył.W końcu opanowanie opuściło Wohla i wybuchnął: – Komandorze Heer, rozkazuję panu wypłynąć na powierzchnię i nawiązać kontakt radiowy z bazą, zanim opuścimy miejsce spotkania.Człowiek, którego mamy zabrać, jest w posiadaniu informacji, od których zależy przyszłość Rzeszy.Sam Führer czeka na jego raport.Heer spojrzał na niego.– Cieszę się, że w końcu coś pan wyjaśnił, majorze.– Odwrócił się.– Cała naprzód! – wrzasnął.Dźwięk dwóch bliźniaczych silników przemienił się w ryk i łódź zaczęła nabierać szybkości.Część czwartaRozdział 19Kiedy Lucy obudziła się, sztorm, który rozpoczął się poprzedniego wieczoru, szalał dalej.Pochyliła się nad brzegiem łóżka, poruszając się ostrożnie, żeby nie obudzić Davida, i podniosła zegarek z podłogi.Było parę minut po szóstej.Wichura wyła nad dachem domu.David mógł jeszcze pospać, niewiele zdoła dzisiaj zrobić.Zastanawiała się, czy dach bardzo ucierpiał tej nocy.Będzie musiała sprawdzić strych.Poczeka z tym, kiedy David wyjdzie, w przeciwnym razie będzie wściekły, że nie powiedziała mu, aby on to zrobił.Wyślizgnęła się z łóżka.Było bardzo zimno.Gorąca pogoda ostatnich paru dni okazała się fałszywym latem, przygotowaniem do sztormu.Teraz, w czasie burzy, zimno było jak w listopadzie.Ściągnęła flanelową koszulę przez głowę i szybko włożyła ciepłą bieliznę, spodnie i sweter.David poruszył się na łóżku.Spojrzała na niego niespokojnie.Przewrócił się na drugi bok i na szczęście spał dalej.Lucy zajrzała do pokoju małego Jo.Trzyletni chłopczyk przeszedł już z kołyski do prawdziwego łóżka i często wypadał z niego nie budząc się wcale.Tego ranka jednak leżał na łóżku śpiąc smacznie z buzią szeroko otwartą.Lucy uśmiechnęła się na jego widok.Wyglądał słodko, kiedy spał.Zeszła cicho na dół, zastanawiając się, co też ją mogło obudzić tak wcześnie.Czyżby Jo zapłakał, a może przyczyną był sztorm? Uklękła przed kominkiem, zawinęła wysoko rękawy swetra i zaczęła rozpalać ogień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]