Podstrony
- Strona startowa
- Iskry z popiołów nieznane opowiadania XIX wieku
- Lem Stanisław Ratujmy kosmos i inne opowiadania
- Lem Stanislaw Ratujmy kosmos i inne opowiadan
- Lovecraft H.P 16 Opowiadan (www.ksiazki4u.prv
- Conrad Joseph Tajfun i inne opowiadania
- Kiryl Bulyczow Nowe Opowiadania Guslarskie
- Conrad Joseph Tajfun i inne opowiadania (2)
- John Irving Zanim CiÄ™ znajdÄ™
- Kay Guy Gavriel Tigana (2)
- PoematBogaCzlowieka k.2z7
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dudi.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie znała nawet celu ich wędrówki.Góra, Silong, Aono Silong, Korzeń, WysokieUmjazu, nazywano go wszystkimi tymi słowami.Być może istniało parę celów.Niemiała pojęcia.Powstrzymywała ciekawość, potrzebę nauczenia się wszystkich słów.%7łyłapomiędzy ludzmi, dla których najwyższym celem było opisywanie świata słowami i któ-rym zamknięto usta.Tutaj, w tej ciszy, gdzie wreszcie mogli przemówić, chciała się na-uczyć ich słuchać.Nie pytać, tylko słuchać.Podzielili się z nią słodyczą zwykłego, roz-ważnie przeżywanego życia.Teraz dzieliła z nimi trudną wspinaczkę na szczyt.Martwiła się, czy jest w dobrej kondycji na taką wycieczkę.Z górami miała do czy-nienia tylko przez miesiąc w Ladakh i parę razy w chilijskich Andach, a i to nie chodzi-ła na wspinaczki, tylko na zwykłe spacery.Teraz także się nie wspinali, ale niepokoiła ją81wysokość.Jeszcze nigdy nie znalazła się wyżej niż cztery tysiące metrów.Na razie, choćz pewnością już dotarli do tej granicy, nie miała żadnych kłopotów z wyjątkiem zadysz-ki przy wyjątkowo stromych odcinkach drogi.Nawet Odiedin i przewodnicy pokony-wali je powoli.Tylko Akidan i Kieri, wytrzymała krępa dziewczyna około dwudziestki,biegali po niekończących się zboczach i tańczyli na granitowych głazach ponad błękit-ną otchłanią, przy czym nigdy się nie zasapali.Pozostali nazywali ich eberdibi : kóz-ki, cielątka.Szli przez cały dzień, by dotrzeć do letniej wioski: sześć lub siedem kamiennych krę-gów z osadzonymi na nich jurtami pomiędzy stromymi, kamienistymi pastwiskami,ukrytymi w zakątku ogromnej granitowej ściany.Satti nie spodziewała się, że tak wie-le ludzi mieszka w okolicy, w której można żyć chyba samym powietrzem, lodem i ka-mieniami.Tymczasem jałowe ziemie nad Okzat-Ozkat tętniły życiem, pełne wiosek,pastwisk, małych pól ogrodzonych kamiennymi murkami.Nawet pomiędzy wysoki-mi szczytami znajdowało się ludzi.Pochodzili z niższych terenów i mieszkali tu aż dopierwszych śniegów, wypasając zwierzęta, rodzaj eberdynów, zwanych minulami.Roga-te, prawie nieoswojone, o długich nogach i obfitym jasnym runie najlepiej czuły się wwysokich górach i tutaj rodziły młode.Ich jedwabista, miękka sierść była ceniona na-wet w czasach sztucznego włókna.Ludzie z wiosek sprzedawali ich runo, pili mleko, wy-prawiali skóry, z których robili buty i ubrania, a ich nawozu używali jako opału.%7łyli wten sposób od zawsze.Okzat-Ozkat, prowincjonalne miasteczko, było dla nich metro-polią.Wszyscy pochodzili z plemienia Rangma.Ludzie mieszkający u podnóży gór mó-wili łamanym językiem dowzańskim.Satti potrafiła się porozumieć z Ieyu i Longiem,ale tutaj, chociaż przez zimę poczyniła znaczne postępy, zrozumienie górskiego dialek-tu sprawiało jej dużą trudność.Na ich powitanie z jurt wylegli ludzie, tłum brudnych, opalonych i uśmiechniętychtwarzy, dokazujące dzieci, ciche niemowlęta w skórzanych kokonach, wiszące na pa-likach jak myśliwskie trofea, ryczące minule z białymi, milczącymi zrebiętami.%7łycie,kwitnące życie w wysokich, pustych górach.A nad nimi, jak zwykle, krążyły dwa geyma, leniwie poruszające smukłymi ciemny-mi skrzydłami na tle oszałamiającego błękitu.Odiedin i młodzi maz, Siez i Tobadan, zajęli się natychmiast błogosławieniem chat,noworodków i stad, leczeniem wrzodów i podrażnionych dymem oczu oraz opowiada-niem.Błogosławienie jeśli można to było tak nazwać, gdyż słowo, którego używali,oznaczało raczej przyłączanie polegało na zawodzeniu do rytmu bębenka oraz wrę-czaniu pasków czerwonego lub błękitnego papieru; na nim maz zapisywali imię i wiekdelikwenta oraz wszelkie biograficzne fakty, które miały być utrwalone, na przykład: Tej zimy wzięłam ślub z Temazi. Zbudowałem dom w wiosce. Zeszłej zimy urodzi-łam syna.%7łył jeden dzień i jedną noc.Nazywał się Enu. W zeszłym sezonie w moim82stadzie urodziły się dwadzieścia dwa minulęta.Jestem Ibien.Na wiosnę kończę sześćlat.O ile się orientowała, ludzie z wioski nie potrafili pisać bądz znali zaledwie parę zna-ków.Przyjmowali skrawki papieru z czcią i głęboką satysfakcją.Długo przyglądali sięim z każdej strony, składali je ostrożnie i chowali do specjalnych sakiewek lub piękniezdobionych szkatułek w domu czy namiocie.Odiedin, Tobadan i Siez dokonywali rytu-ału błogosławienia lub przyłączenia w każdej wiosce, która nie miała własnych maz.Wniektórych opowiadających pudełkach, przepięknie rzezbionych i zdobionych, znajdo-wały się setki czerwonych i niebieskich skrawków papieru, mówiących o obecnym ży-ciu, o życiu przeszłym.Odiedin był zajęty spisywaniem owych karteczek dla pewnej rodziny, Tobadan apli-kował zioła i maści innej, a Siez, skończywszy pieśń, usiadł z resztą mieszkańców wio-ski, by opowiadać.Ten poważny młodzieniec o wąskich oczach w wioskach stawał sięniestrudzonym mówcą.Zmęczona, trochę oszołomiona dziś weszli jeszcze wyżej i rozleniwiona popo-łudniowym słońcem Satti zasiadła po turecku na kamiennym podłożu w półkolu zasłu-chanych mężczyzn, kobiet i dzieci. Opowiadanie! zapowiedział Siez dobitnie i głośno.Zrobił pauzę.Słuchacze wydali ciche westchnienie: ach, ach i zaczęli szeptać do siebie. Opowiadanie historii!Ach, ach.Szepty. Historia o Drogim Takieki!Tak, tak.Drogi Takieki, tak. Teraz historia się zaczyna! Historia się zaczyna., gdy drogi Takieki mieszka ze swąstarą matką, dorosły, lecz niespełna rozumu.Jego matka umarła.Była biedna.Zostawiłamu tylko worek fasoli, który zostawiła na zimę.Przybył pan i wygonił Takieki z domu.Ach, ach, zamruczeli słuchacze, kiwając ze smutkiem głowami. Więc Takieki poszedł drogą z workiem fasoli na plecach.Szedł i szedł, a za górąspotkał człowieka w łachmanach, który zbliżał się z, przeciwnej strony.Mężczyzna po-wiedział: Cóż to za ciężki wór niesiesz, młodzieńcze? Pokaż mi, co jest w środku.I Ta-kieki spełnił jego prośbę. Fasola! mówi obdartus. Fasola. powtórzyło szeptem jakieś dziecko. I jakaż piękna! Ale nie wystarczy ci na całą zimę.Ubiję z tobą interes, młodzień-cze.Dam ci za tę fasolę prawdziwy mosiężny guzik!. O, ho, ho mówi Takieki my-ślisz, że mnie oszukasz, ale nie jestem taki głupi.Ach, ach. I Takieki zarzucił worek na plecy i ruszył dalej.Szedł i szedł, aż za następną górąspotkał obdartą dziewczynę, która szła z przeciwnej strony.Dziewczyna powiedzia-83ła: Cóż to za ciężki wór niesiesz, młodzieńcze? Musisz być bardzo silny.Pokaż mi, cow nim jest.I Takieki pokazał jej zawartość worka. Piękna fasola! mówi dziewczy-na.,Jeśli się nią ze mną podzielisz, pójdę z tobą i będę się z tobą kochać, kiedy tylko ze-chcesz, dopóki fasola się nie skończy.Jakaś kobieta trąciła łokciem inną i uśmiechnęła się do niej. O, ho, ho , mówi Takieki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]