Podstrony
- Strona startowa
- Iskry z popiołów nieznane opowiadania XIX wieku
- Lem Stanisław Ratujmy kosmos i inne opowiadania
- Lem Stanislaw Ratujmy kosmos i inne opowiadan
- Conrad Joseph Tajfun i inne opowiadania
- Kiryl Bulyczow Nowe Opowiadania Guslarskie
- Conrad Joseph Tajfun i inne opowiadania (2)
- Niziurski Edmund Opowiadania.WHITE
- Historyczne Bitwy 130 Robert KÅ‚osowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Corel DRAW (5)
- Charlotte Link Czas burz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- boszanna.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż za fatalny błąd! Ani Orfeusz, ani nawet żona Lota nie mogli zapłacić bardziej słonej ceny za obejrzenie się za siebie.Ponownie usłyszeliśmy to szokujące, melodyjne, świergotliwe zawodzenie: "Tekeli - li! Tekeli - li!" Powiem otwarcie - nawet jeśli wcale nie uśmiecha mi się o tym mówić - o tym co wówczas ujrzeliśmy; jakkolwiek w owej chwili czuliśmy, że nie wolno nam przyznać się do tego nawet pomiędzy sobą.Słowa jakie dotrą do czytelnika nie są w stanie oddać całej potworności tego widoku.Sparaliżował on naszą świadomość do tego stopnia, że dziwię się iż pozostało w nas tyle jeszcze rozsądku by -jak planowaliśmy - przygasić latarki i ruszyć właściwym tunelem w kierunku wymarłego miasta.Musiał nami kierować wyłącznie instynkt, ale spisał się chyba lepiej niż uczyniłby to zdrowy rozsądek, l jakkolwiek to nas uratowało, cena jaką przyszło nam zapłacić była bardzo wysoka.Z naszego zdrowego rozsądku nie pozostało bowiem zbyt wiele.Danforth był kompletnie roztrzęsiony; pierwszą rzeczą jaką sobie przypominam z dalszej naszej wędrówki był jego monotonny, histeryczny śpiew, w którym jedynie ja, spośród wszystkich innych ludzi na całym świecie, mogłem wychwycić, coś więcej niż bezsensowny bełkot szaleńca.Niósł się on upiornym falsetem pośród okropnego skrzeczenia pingwinów, rozbrzmiewał gromkim echem wśród kamiennych ścian rozciągającego się na wprost nas korytarza i - Bogu niech będą dzięki - puste go już tunelu za nami.Nie mógł zacząć swego przeciągłego zawodzenia od razu - skończyłoby się lo bowiem dla nas tragicznie i nie moglibyśmy podjąć naszej szaleńczej ucieczki na oślep.Wzdrygam się na myśl, co by się stało, gdyby jego nerwowa reakcja miała dużo szyb szy i gwałtowniejszy przebieg.South Station.Washington.Park Street.Kendall.Central.Harvard.Nieszczęsny chłopak wyśpiewywał na całe ganiło nazwy znajomych stacji tunelu kolei podziemnej Boston - Gambridge, który wydrążono głęboko pod ziemią, na terytorium naszej ojczystej Nowej Anglii, tysiące mil stąd.Brzmiało w nim ślepe przerażenie i bez trudu dostrzegłem potworną złowrogą analogię, którą sugerował ten śpiew.To, co zobaczyliśmy było czymś wykraczającym poza nasze oczekiwania, jak i bezgranicznie hardziej odrażającym i plugawym.Stanowiło absolutną i przerażająco realną apoteozę stworzonej przez autora powieści Fantastycznych "istoty która nie powinna istnieć"; jego najbliższą zrozumiałą analogią jest ogromny, wjeżdżający na stację pociąg miejskiego metra, widziany z peronu - wielki, czarny front wyłaniający się z bezkresnej, podziemnej dali upstrzony światłami o dziwnych barwach i wypełniający gigantyczny otwór tunelu jak tłok wypełnia cylinder.Tyle tylko, że my nie znajdowaliśmy się na peronie.Sialiśmy na drodze tej koszmarnej, plastycznej, giętkiej kolumny cuchnącej, opalizującej czerni, która z nieprawdopodobną prędkością przelewała się naprzód, nieomal dotykając kamiennych ścian korytarza i tocząc przed sobą spirale gęstniejących na nowo mgieł z podziemnych otchłani.By) to przerażając 'v, niemożliwy do opisania stwór, większy niż jakikolwiek pociąg przemierzający tunele metra - bezkształtna masa zbitych grud protoplazmy emanująca niezbyt silny poblask, obdarzona setkami oczu w kształcie bąbli zielonkawego światła, formujących się i zanikających, rozsianych 11.1 całej przedniej powierzchni stwora wypełniającej od ściany do ściany wnętrze korytarza.Pełznąc po błyszczącej podłodze, którą on i jego gatunek tak dokładnie oczyścili z zalegających ją gruzów, odpadków i kurzu, toczył się w naszą stronę, miażdżąc oszalałe pingwiny.W dalszym ciągu słyszeliśmy przeciągły, szyderczy krzyk:"Tekeli - li! Tckcii - li!" i nagle przypomnieliśmy sobie, że demoniczne Shoggothy, obdarzone przez Stare Istoty życiem i myślą nie posługiwały się żadnym językiem, za wyjątkiem tego co wyrażały poprzez znane już nam układy punkcików czy kropek i były zasadniczo nieme -jeżeli nie liczyć umiejętności naśladowania głosu ich dawnych władców.12.Pamiętamy wejście do olbrzymiej, ozdobionej freskami półkuli i drogę powrotną przez gigantyczne komnaty i korytarze wymarłego miasta - są to jednak wspomnienia nader mgliste, jak ze snu, pozbawione odczuć związanych ze świadomą wolą, szczegółami czy fizycznym wysiłkiem.Zupełnie jakbyśmy pławili się w jakimś fantastycznym świecie czy wymiarze, gdzie nie istnieją pojęcia czasu, związków przyczynowych i kierunku.Orzeźwiło nas światło, słabe płynące z zewnątrz światło na rozległej, kolistej przestrzeni; nie zbliżaliśmy się już do wyładowanych sań, ani nie spojrzeliśmy po raz ostatni na zwłoki nieszczęsnego Gedney'a i zaprzęgowego psa.Spoczywają w osobliwym, gigantycznym mauzoleum i mam nadzieję, że do końca istnienia tej planety nikt już nie zakłóci im spokoju.Kiedy pięliśmy się z wysiłkiem po ogromnej, spiralnej pochyłości po raz pierwszy od momentu naszej obłąkańczej ucieczki, uświadomiliśmy sobie jak bardzo byliśmy zmęczeni i zdyszani po tak długim biegu w rozrzedzonym powietrzu płaskowyżu; ale nawet lęk przed kompletnym wyczerpaniem nie zmusił nas do zwolnienia tempa, aż do chwili, gdy na powrót znaleźliśmy się w krainie słońca, nieba i normalności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]