Podstrony
- Strona startowa
- Brooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8
- Brooks Terry Kapitan Hak
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Brooks Terry Piesn Shannary
- Herbert Frank Swiat Pandory 01 Epizod z Jezusem
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 1
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sp8skarzysko.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przecież widziałem, jak się palisz! - Baron szeroko otworzył oczy.- Brawo!Doskonałe! To jakaś sztuczka, prawda?- Raczej umiejętność, proszę pana.Włożyłam rękę do ognia, a całe ciepłoprzesłałam do pogrzebacza.Przemieściłam je.Ten ogień, który pan widział, tobyły kawałki martwej skóry, brudu i wszystkie te paskudne, niewidzialne,gryzące stworki, które ludzie niehigieniczni miewają na rękach.- Urwała.-Dobrze się pan czuje? - Baron patrzył na nią, wytrzeszczając oczy.- Proszępana! Proszę pana!Starzec przemówił, jak gdyby czytał z niewidzialnej książki:- „Zając do ognia bieży.Zając do ognia bieży.Ogień go przyjmuje, nie pali się.Ogień go kocha, nie pali się.Zając do ognia bieży.Ogień go kocha, jest wolny”.Wszystko teraz wróciło! Jak mogłem zapomnieć? Jak śmiałem zapomnieć?Mówiłem sobie, że zapamiętam to na zawsze, ale czas płynie i świat wypełniasię zdarzeniami do pamiętania, zadaniami do wykonania, sprawamizajmującymi czas, zajmującymi pamięć.I zapominasz to, co ważne, coprawdziwe.Tiffany ze zdumieniem zobaczyła, że łzy spływają mu po twarzy.- Pamiętam wszystko - szepnął głosem przerywanym szlochami.- Pamiętamżar! Pamiętam zająca!W tym momencie drzwi otworzyły się z trzaskiem i do pokoju weszła pannaSpruce.To, co się następnie zdarzyło, trwało tylko chwilę, ale Tiffany zdawałosię, że minęła godzina.Pielęgniarka spojrzała na nią, trzymającą pogrzebacz,potem na starca we łzach, na chmurę pary, potem znów na Tiffany, którawypuściła pogrzebacz, na starca i jeszcze raz na Tiffany, kiedy pogrzebaczwylądował w kominku z brzękiem, który odbił się echem w świecie.Następniepanna Spruce nabrała tchu jak wieloryb, kiedy szykuje się do zanurkowania nadno oceanu, i wrzasnęła:- Niby co mu robisz?! Wynoś się stąd, bezczelna lafiryndo!Dar mowy powrócił do Tiffany bardzo szybko i po chwili rozrósł się do darukrzyku:- Nie jestem bezczelna! I nie lafirynduję!- Natychmiast wzywam straże, posępna nocna wiedźmo! - krzyknęłapielęgniarka i pobiegła do drzwi.- Jest dopiero jedenasta trzydzieści! - zawołała za nią Tiffany.Nie miała pojęcia, co powinna teraz zrobić.Ból się zakołysał.Poczuła go.Nie była dostatecznie skupiona.Traciła równowagę.Koncentrowała się przez chwilę, po czym, próbując się uśmiechać, zwróciła siędo barona.- Bardzo przepraszam, że pana zdenerwowałam - zaczęła i dostrzegła, żestaruszek uśmiecha się przez łzy, a jego twarz promienieje.- Zdenerwowałaś? Wielkie nieba, skąd, wcale nie jestem zdenerwowany! -Spróbował wyprostować się na fotelu i drżącym palcem wskazał ogień.-Wręcz przeciwnie, czuję się rozbudzony! Pełen życia! Jestem młody, pannoTiffany Obolała! Widzi mnie pani? Tam, w dolinie? Idealny, rześki wrześniowydzień.Mały chłopiec w tweedowej kurtce, która za bardzo drapała, topamiętam, drapała i pachniała moczem! Mój ojciec śpiewał „Melodyjnieśpiewają skowronki”, a ja próbowałem dołączyć, ale nie potrafiłem oczywiście,bo miałem tyle głosu co królik.Przyglądaliśmy się, jak wypalają ścierniska.Wszędzie było pełno dymu, a kiedy nadciągnęły płomienie, myszy, szczury,króliki i nawet lisy biegły w naszą stronę, uciekając przed ogniem.Bażanty ikuropatwy startowały w ostatniej chwili, jak to one.Nagle zapadła cisza izobaczyłem zająca.Stał tam i patrzył na mnie, dookoła spadały strzępypłonącej trawy, za nim ściana ognia, a on patrzył prosto na mnie i wiedział,mogę przysiąc, że zwrócił moją uwagę.I wtedy wybił się w górę i skoczył wogień.Naturalnie, płakałem głośno, bo był taki piękny.Ale ojciec wziął mnie naręce i powiedział, że zdradzi pewną tajemnicę, i nauczył mnie piosenki ozającu, żebym znał prawdę i już nie płakał.Później obejrzeliśmy popioły i niebyło tam martwego zająca.Staruszek niezgrabnie odwrócił ku niej twarz.która promieniała, naprawdępromieniała.Jarzyła się.Skąd się to bierze? - zastanawiała się Tiffany.Blask jest zbyt żółty, żebypochodził od ognia na kominku, a zasłony są zaciągnięte.Zawsze było tutajzbyt ciemno, ale teraz jakby słońce zaświeciło w rześki wrześniowy dzień.- Pamiętam, że kiedy wróciliśmy do domu, narysowałem to wszystkokredkami.Tato był taki dumny.Pokazywał ten rysunek w całym zamku, żebywszyscy mogli podziwiać - ciągnął baron, pełen entuzjazmu jak małychłopczyk.- To były dziecięce bazgroły, oczywiście, ale mówił o tym jak odziele geniusza.Rodzice czasem tak się zachowują.Znalazłem ten rysunek wjego dokumentach, kiedy umarł; jeśli to panią interesuje, jest w skórzanejteczce w tej skrzyni z pieniędzmi.To w końcu cenna rzecz.Nigdy nikomu otym nie mówiłem - dodał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]