Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (3)
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Farmer Philip Jose ÂŒwiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Dick Philip K Plyncie lzy moje rzekl policjant (2)
- Dick Philip K Plyncie lzy moje rzekl policjant
- Trylogia Hana Solo.03.Han Solo i utracona fortuna (3)
- Feist Raymond E & Wurst Janny Imperium 03 WÅ‚adczyni Imperium
- Vina Jackson 01 Osiemdziesiąt Dni Żółtych
- Christie Agatha Piec malych swinek
- Rafał Krupski Zarządzanie strategiczne. Ujęcie zasobowe 0
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oczkomarcelka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale teharpie nam nie pozwolą.Powiedziałaś duchom, co zamierzamy? Nie.Tylko Rogerowi i kazałam mu dochować sekretu.On zrobi, co mu każę.Och, Will,boję się, tak się boję.Może nigdy stąd nie wyjdziemy.A jeśli utkniemy tu na zawsze? Nóż może przeciąć skałę.W razie konieczności po prostu wykopiemy tunel.To zabierzedużo czasu i mam nadzieję, że nie będziemy musieli, ale możemy tak zrobić.Nie martw się. Tak.Masz rację.Oczywiście, że możemy.Popatrzyła na niego i pomyślała, że wygląda na chorego, z twarzą ściągniętą z bólui ciemnymi kręgami wokół oczu, ręka mu drżała, palce znowu krwawiły; wydawał się równiechory jak ona.Nie mogli już długo wytrzymać bez swoich dajmonów.Lyra czuła w środkudrżenie; mocno objęła się ramionami, tęskniąc za Panem.Duchy tłoczyły się coraz bliżej, zwłaszcza dzieci nie mogły zostawić Lyry w spokoju. Proszę powiedziała jakaś dziewczynka. Nie zapomnisz o nas, kiedy wrócisz, prawda? Nie zapewniła Lyra. Nigdy. Opowiesz im o nas? Przyrzekam.Jak się nazywasz?Lecz dziewczynka nagle się zawstydziła: zapomniała.Odwróciła się, zakrywając twarz,a jakiś chłopiec powiedział: Chyba lepiej zapomnieć.Ja zapomniałem swoje imię.Niektórzy są tu od niedawna i ciąglepamiętają.Niektóre dzieci są tu od tysięcy lat.Nie są starsze od nas i dużo zapomniały.Opróczblasku słońca.Tego nikt nie zapomina.I wiatru. Tak dołączył się inny. Opowiedz nam o tym!I coraz więcej duchów żądało, żeby Lyra opowiadała im o rzeczach, które pamiętały,o słońcu, wietrze i niebie, i o zapomnianych rzeczach, na przykład jak się bawić.Dziewczynkaodwróciła się do Willa i szepnęła: Co mam robić? Opowiedz im. Boję się.Po tym, co się stało wcześniej.te harpie. Powiedz im prawdę.Nie dopuścimy tutaj harpii.Popatrzyła na niego z powątpiewaniem.Dosłownie mdliło ją ze strachu.Odwróciła sięz powrotem do duchów, które napierały coraz bardziej. Proszę! szeptały. Dopiero co przyszłaś ze świata! Opowiedz nam, opowiedz! Opowiedznam o świecie!Niedaleko stało drzewo tylko martwy pień z białymi jak kość gałęziami sterczącymiw zimnym szarym powietrzu a ponieważ Lyra czuła się osłabiona i pomyślała, że nie możejednocześnie iść i opowiadać, skierowała się w tamtą stronę, żeby usiąść.Tłum duchów falowałi rozstępował się przed nimi.Kiedy zbliżyli się do drzewa, Tialys wylądował na ramieniu Willa i nalegał, żeby chłopiecprzechylił głowę i posłuchał. One wracają ostrzegł cicho. Te harpie.Coraz więcej.Trzymaj nóż w pogotowiu.Ladyi ja powstrzymamy je, jak długo damy radę, ale może czeka cię walka.Ukradkiem, żeby nie martwić Lyry, Will obluzował nóż w pochwie i trzymał dłoń bliskorękojeści.Tialys znowu odleciał, a Lyra dotarła do drzewa i usiadła na jednym z grubychkorzeni.Tyle zmarłych postaci skupiło się wokół niej z nadzieją, szeroko otwierając oczy, że Willmusiał ich odsunąć i zrobić trochę miejsca; pozwolił jednak Rogerowi zostać blisko, ponieważchłopiec wpatrywał się w Lyrę i słuchał z takim przejęciem.Lyra zaczęła opowiadać o świecie, który znała.Opowiedziała im, jak ona i Roger wdrapali się na dach Kolegium Jordana i znalezli gawronaze złamaną łapą, jak opiekowali się nim, aż mógł znowu latać; jak zwiedzali piwnice z winami,grubo pokryte kurzem i pajęczynami, jak wypili trochę kanaryjskiego wina albo może tokaju, niemiała pewności, i jak się upili.A duch Rogera słuchał z dumą i rozpaczą, kiwał głową i szeptał: Tak, tak! Właśnie tak było, to prawda, zgadza się!Potem opowiedziała im o wielkiej bitwie pomiędzy mieszkańcami Oksfordu a ceglarzami.Najpierw opisała im Glinianki, starając się niczego nie pominąć, szerokie płuczki barwyochry, czerpaki, piece do wypalania jak wielkie ceglane ule.Opowiedziała o wierzbachrosnących nad brzegiem rzeki, z listkami srebrzystymi od spodu; powiedziała, że kiedy słońceświeciło przez kilka dni, glina zaczynała pękać na wielkie płaskie tafle rozdzielone głębokimiszczelinami, i jakie to uczucie wcisnąć palce w szczelinę i powoli podważyć wyschniętą taflębłota, starając się, żeby nie pękła.Pod spodem glina była wilgotna, idealna do rzucania w ludzi.Opisała zapachy unoszące się w tym miejscu: dym z pieców, zapach mułu i gnijących liścidolatujący od rzeki, kiedy wiatr wiał z południowego zachodu; ciepły zapach pieczonychziemniaków, które jadali ceglarze; bulgotanie wody płynącej rynnami do płuczek; powolnymlaszczący dzwięk, kiedy próbowało się wyciągnąć stopę z ziemi; ciężki chlupot zastawek śluzyw gęstej od gliny wodzie.Duchy cisnęły się coraz bliżej, karmiły się jej słowami, przypominały sobie czasy, kiedymiały ciała i skórę, nerwy i zmysły, i pragnęły, żeby nigdy nie przestała mówić.Potem opowiedziała, jak dzieci ceglarzy zawsze prowadziły wojnę z mieszczuchami, ale byłytępe i powolne, z gliną zamiast mózgu, podczas gdy mieszczuchy w porównaniu z nimi byłyszybkie i sprytne jak wróble; jak pewnego dnia wszystkie dzieci z miasta machnęły ręką nadzielące ich różnice, sprzymierzyły się, uknuły plan i zaatakowały Glinianki z trzech stron,przyparły do rzeki dzieci ceglarzy i ciskały w nie pecynami ciężkiej gliniastej ziemi, zniszczyłyi stratowały ich zamek z piasku, zmieniły fortyfikacje w pociski, aż ziemia, powietrze i wodaprzemieszały się nie do odróżnienia i wszystkie dzieci wyglądały dokładnie tak samo, od stóp dogłów oblepione błotem, i żadne z nich nigdy nie przeżyło takiego wspaniałego dnia.Skończywszy opowieść, spojrzała na Willa, wyczerpana.Wtedy doznała wstrząsu, opróczmilczących duchów dookoła i jej towarzyszy, żywych i bliskich, miała jeszcze inną publiczność:gałęzie drzewa gęsto obsiadły ciemne ptasie sylwetki o kobiecych twarzach, spoglądające na niąz góry, poważne i oczarowane.Wstała, zdjęta nagłym strachem, ale harpie się nie poruszyły. Wy! zawołała w desperacji. Przedtem na mnie wrzeszczałyście, kiedy próbowałam cośwam powiedzieć.Co was teraz powstrzymuje? Dalej, rozedrzyjcie mnie szponami i zmieńciew ducha! Tego na pewno nie zrobimy odezwała się harpia w samym środku, Bez-Imienia wewłasnej osobie. Posłuchaj.Tysiące lat temu, kiedy przybyły tutaj pierwsze duchy, Autorytet dałnam moc widzenia najgorszego w każdym z nich, i od tego czasu żywimy się najgorszym, ażnasza krew cuchnie i serca chorują.Ale nie miałyśmy nic innego do jedzenia.Nic innego.A terazdowiadujemy się, że zamierzacie otworzyć drogę do górnego świata i wyprowadzić stądwszystkie duchy.Jej szorstki głos zagłuszyły miliony szeptów, kiedy każdy duch, który to usłyszał, krzyczałz radości; lecz harpie wrzasnęły i załopotały skrzydłami, aż duchy znowu zamilkły. Tak! krzyknęła Bez-Imienia. Wyprowadzić je stąd! Co my teraz zrobimy? Powiem ci,co zrobimy: odtąd nie cofniemy się przed niczym.Będziemy ranić, dręczyć, kaleczyć i plugawićkażdego ducha, którego dopadniemy, aż oszaleje ze strachu, wstrętu i wyrzutów sumienia.To jestziemia jałowa; zmienimy ją w piekło!Harpie zarechotały przerazliwie, wiele sfrunęło z drzewa prosto na duchy, które rozbiegły sięw przerażeniu.Lyra przywarła do ramienia Willa i jęknęła: Teraz one wszystko wygadały, a my nie możemy tego zrobić.Znienawidzą nas.Pomyślą, że ich zdradziliśmy! Pogorszyliśmy ich los zamiast polepszyć! Cicho powiedział Tialys. Nie rozpaczaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]