Podstrony
- Strona startowa
- Rafał Krupski Zarzšdzanie strategiczne. Ujęcie zasobowe 0
- Ziemkiewicz Rafal A Czerwone dywany odmierzony krok (3)
- Ziemkiewicz Rafal A Pieprzony los kataryniarza (SCA
- Ziemkiewicz Rafał Czerwone dywany odmierzony krok
- Feist Raymond E & Wurts Janny Imperium 01 Córka Imperium
- Michael Judith ÂŚcieżki kłamstwa
- Cammilleri Rino Inkwizytor (2)
- Przez bezmiar nocy Veronica Rossi
- Wendeta dla Swietego Leslie Charteris
- Rey Pierre Sunset
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale można było wymagać odrobiny rozsądku izwykłej, ludzkiej uczciwości.Tego im też zabrakło.Zawiedli na całejlinii.Czy jest w ogóle cokolwiek, co im dziś można powiedzieć?Moja babcia, gdy rozmowa schodziła czasem na jakieś doznane kie-dyś przez nią krzywdy, używała wobec ich sprawców takiego pełnegobezsilności złorzeczenia: bodajbyś z piekła nie wyszedł.To, że ja, jakiśtam mały miś, czuję się przez swoich bohaterów z dzieciństwa okła-many i zdradzony, to, że musiałem ze wstydem i zażenowaniem pa-trzyć, jak pogrążają się oni w obłędzie, a mój kraj pakują w bagno, to,że udowodnili mi czarno na białym, że uwierzyłem miernotom, pę-takom i durniom, to wszystko nie byłoby warte przekleństwa.Ale to,że zmarnowano niepowtarzalne szanse, o jakich całe pokolenia Pola-ków nie mogły nawet marzyć.Bodajbyście z piekła nie wyszli, wy, zadufani w sobie, skaczący so-bie do gardeł głupcy, coście dla swoich ambicji uruchomili lawinę,która zniszczyła wielki, wspaniały mit Solidarności i wszystko to, comógł z niego naród mieć.Bodajbyście z piekła nie wyszli.Bodajby-ście tkwili tam po wieczność razem z wszelką komunistyczną kana-lią, z tłumem szpicli, szujek, komunistycznych redaktorków, opluwa-czy i aparatczyków, z mordercami Pyjasa, Popiełuszki, Zycha, Sucho-wolca, Przemyka, Bartoszcze, Pańko, Falzmanna.Chyba się nie gniewacie? Sądząc po waszych dokonaniach z histo-rii najnowszej, nie będzie wam takie towarzystwo niemiłe.Nie aż takw każdym razie, jak byłych przyjaciół z podziemia.Rozdział VIINie skończyliśmy jeszcze o nieszczęściach, jakie wynikły z wojny nagórze - przerwałem, tylko by nabrać oddechu i trochę się wysapać.Przepraszam Czytelnika, jeśli już ma dość, ale pozostała jeszcze jed-na sprawa, której absolutnie nie wolno mi pominąć, i zresztą najbli-żej związana z tematem książki.W wojnie na górze Familia sięgnęła z punktu po to, co uważała, nie-co przesadnie, jak się miało okazać, za swój najoczywistszy atut - postwierdzenie, że jest ona elitą tego kraju.A zatem ci, którzy ustawiająsię do niej w opozycji, są, tutaj padały różne określenia, ciemnogro-dem, czarną sotnią w każdym razie odwrotnością elity.Jeśli jesteś zFamilią jesteś inteligentem, jeśli przeciwko - mówiąc delikatnie - niejesteś inteligentem.Proste jak konstrukcja cepa.Nie miało to nic wspólnego z prawdą.Mazowiecki nie był kan-dydatem inteligencji, występującym przeciwko kandydatowi robo-li i chłopstwa, Wałęsie.Odsetek pracowników umysłowych (bo tyl-ko tak można to statystycznie zmierzyć) w obu elektoratach był nie-mal identyczny.Ale propagandowa siła Wyborczej zrobiła wtedy i wnastępnych miesiącach swoje - udało się bycie inteligentem utożsa-mić z byciem wyznawcą michnikowszczyzny i wyborcą Unii Demo-kratycznej, względnie Kongresu Liberalno-Demokratycznego.Oczy-wiście, twórcy tej propagandy - możliwe zresztą, że nawet niespecjal-nie cokolwiek tu tworzono, że ten a nie inny ton licznych artykułów iwypowiedzi w mediach pojawił się i podchwycony został spontanicz-nie - przekonani byli, że z inteligencją w Polsce jest tak, jak z klasąśrednią w USA.Jeśli wierzyć własnym deklaracjom, to amerykańskaklasa średnia obejmuje dziewięćdziesiąt parę procent społeczeństwa- niemal każdy, kogo o to spytać, uważa się za członka klasy średniej,czy jest milionerem, czy starym komiwojażerem.Wydawało się Fa-milii, że u nas każdy będzie chciał być inteligentem.Zwłaszcza, jeślibędzie to takie proste - tylko słuchać autorytetów moralnych i pilniepowtarzać to, co ogłoszą one w gazecie.Nie była to wcale nieprzytomna intuicja.Michnik i jego kompaniatrafili tu doskonale w potrzeby bardzo licznej grupy ludzi.Być możeta grupa nie była jednak aż tak liczna, jak się to Familii wydawało, alenie tu tkwił główny błąd.Sądzono, że zachowania tej grupy są przezresztę, świadomą swej podlejszej wobec niej kondycji, kopiowane wramach podobnego snobizmu, jaki rządzi społeczeństwami zachod-nimi - gdy tymczasem była ona przez resztę społeczeństwa traktowa-na bardzo podejrzliwie.Muszę przyznać, że nie cierpię używać w tym kontekście słowa in-teligencja i czynię to tylko dlatego, że pracownicy umysłowi to ja-kiś peerelowski językowy koszmarek.Nie lubię słowa inteligencja zuwagi na jego dwuznaczność.Używane w odniesieniu do grupy ludzizdaje się ono sugerować, że chodzi o ludzi szczególnie inteligentnych,co jest mylące: nieszczęście na tym właśnie polega, że polska inteli-gencja jest, w swej masie, inteligentna niespecjalnie.Co gorsza, polski inteligent jest wyjątkowym konformistą.Owszem,uwielbia mieć własne zdanie, ale pod warunkiem, że jest to zdanie po-dzielane przez wszystkich innych.Z przejęciem powtarza więc obie-gowe banały i nawet nie przyjdzie mu do głowy, aby zadać jakieś py-tanie.Uwielbia chodzić w nogę, być w masie, po słusznej stronie iśpiewać w chórze.Wielkie sukcesy Gazety Wyborczej mają swe zró-dło, poza oczywiście jej niewątpliwym profesjonalizmem, w tym, żeumiała pełnić rolę codziennego podręcznika dla inteligenta, co mó-wić, co myśleć i przede wszystkim, co stanowczo odrzucać, aby niktnie mógł ci zarzucić, że nie jesteś inteligentem.W końcu stał za tągazetą kwiat polskich intelektualistów, uwiarygodniali ją profesoro-wie i nobliści, a ludzie o wielkich, sławnych nazwiskach, którzy mie-liby ochotę podejmować z nią spór, przez długi czas w ogóle nie mie-li tego gdzie zrobić.Zrodowiskowa presja, by mieć słuszne, odpowiednie zdanie, by nieodstawać od wzorca narzuconego przez, jak to nazywał Piotr Wierz-bicki, eleganckie towarzystwo , jest naprawdę silna.Jestem publicy-stą, który dość często wygłasza poglądy zaskakujące, politycznie nie-poprawne, dla niektórych nawet, bywa, szokujące.Bynajmniej niewskutek jakiegoś z góry przyjętego założenia, żeby szokować i miećzawsze inne zdanie niż wszyscy.Jestem od takich pomysłów jak naj-dalszy, tak zwane dowalanie równo wszystkim , które w niektórychśrodowiskach uchodzi u nas za wielką cnotę, uważam za jakiś ponu-ry absurd, bo dowalać trzeba nie równo , tylko tym, którzy na tozasłużyli.Ale ponieważ mam zasadę, żeby mówić i pisać to, co my-ślę, często rzeczywiście, przepraszam, że jeszcze przez jedno zdaniepozostanę w tym żargonie, coś dowalającego mi spod pióra spły-wa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]